Na jednym z seminariów w Europie, Wielkiego Mistrza Chen Xiaowanga zapytano, czy łatwiej mu się uczy Chińczyków czy Europejczyków. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedział, że jednak Europejczyków: Bo Chińczycy karnie wypełniają polecenia tak długo, jak im się każe, a Europejczycy pytają.
Biorąc pod uwagę poprzednie stwierdzenia o niemożliwości nauczania jakichkolwiek sztuk dalekowschodnich za pomocą wykładu, trudno zrozumieć, po co w ogóle mistrzowi taijiquanu uczniowie, gadający na temat nauczanych przez niego ćwiczeń. Czy nie jest to niepotrzebne tracenie czasu i energii?
Tu należy się odwołać do jeszcze jednaj obserwacji starych mistrzów, dotyczącej sposobu nauczania. Doszli do wniosku, który chyba i dla nas jest oczywisty, że nikt nie może nauczyć się czegokolwiek za kogoś. Jeśli uczeń nie zaangażuje się w naukę, to wszelkie wysiłki instruktora będą prowadziły do tego, że to być może ten drugi osiągnie wyższy poziom, ale nie ten pierwszy. Mimo tego, że na zdrowy rozum to oczywiste, u nas odpowiedzialność za wyniki składa się na nauczyciela, nie na ucznia. Który przecież jeśli nie chce, to się nie nauczy. Bierna postawa uczestnika zajęć wskazuje na to, że nie zrobi on żadnych postępów. I będzie żywym przykładem tego, że nauczana sztuka do niczego się nie przydaje. Natomiast zadając pytania musimy się jakoś zaangażować, co sprzyja postępom. Wobec tego sam fakt ich artykułowania jest ważniejszy niż konkluzja rozmowy, z natury rzeczy dotycząca jedynie danej chwili.
Pytania zadawane przez uczniów są świadectwem, że nie pozostają oni bierni, że obserwują oni własne postawy, ruchy i wewnętrzne odczucia i zastanawiają się nad nimi. Bo w końcu skąd niezaawansowani mają wiedzieć, o czym świadczy to, czego doznają? W końcu nie każde takie wrażenia dotyczą treningu i nie wszystkie wskazują na prawidłowe procesy. Mogą być spowodowane na przykład niestrawnością. Tym bardziej, że jak pisałem wcześniej, przepływ qi jest dla nas zauważalny raczej wtedy, gdy dochodzi do jego zakłóceń. W trakcie nauczania są one nieuniknione. Od zakłóceń zaczynamy. Ale czy kolejne z nich świadczą o postępie, czy raczej o odejściu od właściwego procesu nauczania?
Nie należy także tracić z pola uwagi znanej prawdy, że nikt, kto nie ma poważnego uszkodzenia mózgu nie jest w stanie wykonywać jakiejś czynności w ten sam sposób przez dłuższy czas. Zresztą, dzięki temu dochodzi właśnie do rozwoju. Niektóre zmiany powodują większą skuteczność treningu, niektóre wręcz odwrotnie, niektóre są neutralne i skupianie się na nich to po prostu strata czasu. Nie mając doświadczenia, nie jesteśmy w stanie tego ocenić.
W takiej sytuacji potwierdzenie lub nie z ust doświadczonego instruktora, który wiele ćwiczył, wiele doświadczył i dzięki naturalnej empatii może rozpoznać skutki naszych wysiłków, jest warunkiem postępu. Zauważcie jednak, że dobry instruktor nie mówi, czego powinniśmy doświadczyć i co się stanie dalej, lecz informuje, o czym świadczy to, czego doznajemy i czy powinniśmy się na tym skupiać, czy nie.
Istnieje niebezpieczeństwo, że konkurujący ze sobą o wszystko Europejczycy zaczną zadawać pytania nie o to, co właśnie czują, lecz by zrobić wrażenie na instruktorze lub innych ćwiczących. Niektórzy nawet mądrzą się bardzo, cytując po prostu informacje zaczerpnięte z innych źródeł, albo właściwych, albo nie. Obecnie reguły uprzejmości nieco się zmieniły. Dawniej na takie pytania mistrzowie po prostu nie odpowiadali i odwracali się od pytającego plecami. Postępowanie to wynikało z faktu, że wedle teorii yin/yang każdy wpływ jest obustronny. Uczeń wpływa na nauczyciela prawie tak samo, jak nauczyciel na ucznia. Więc jeśli uczeń mądrzeje, to nauczyciel głupieje. Oczywiście, jeśli sam ćwiczy, jest w stanie zneutralizować ten wpływ. W końcu w miarę doświadczenia, postępy stają się coraz szybsze. Właśnie dlatego uczeń nigdy nie dogoni mistrza, chyba że ten zaprzestanie treningu lub umrze. Zapobieżenie negatywnym wpływom jest jednak znacznie trudniejsze, jeśli ma się do czynienia z osobami głupimi lub niewłaściwie ukształtowanymi, skupionymi na zewnętrznym wrażeniu (PR). Nie wiem, czy człowiek jest w stanie tyle ćwiczyć, żeby poradzić sobie z takimi kontaktami. Dawniej mądry instruktor po prostu od razu przerywał rozmowę. Obecnie stara się raczej zwrócić uwagę, że nie o to chodzi. I wtedy też naraża się na opinię, że nie odpowiada na pytania, tylko kręci. A więc na pewno skrywa jakąś tajemnicę, przeznaczoną tylko dla wtajemniczonych… (Hmm…)
Nie dziwcie się zatem, jeśli będziecie chwaleni nie za odpowiedzi, lecz za dobre pytania. Trudno nie chwalić, jeśli ktoś w kontakcie z nami czuje ulgę, że nie musi stawiać czoła ignorancji.
W naszym kraju nauczanie stylu Chen rozpoczął spadkobierca stylu, Wielki Mistrz Chen Xiaowang. W pewnym okresie mieszkał w Australii i jeździł po całym świecie, nauczając podstaw. Prawie w tym samym czasie zaczął przyjeżdżać drugi z jego trzech synów, Chen Yingjun, który odwiedzał Polskę raz lub dwa do roku przez kilkanaście lat. Ten ostatni szykowany jest na spadkobiercę swego ojca, zgodnie z chińską tradycją, która wymaga, by to potomstwo głównego nauczyciela przekazało całą rodową tradycję następnym pokoleniom. Oczywiście, nie każdy człowiek zdradza największe talenty do ćwiczenia. W wypadku taijiquan to nie wyjątkowe zdolności, ale czas poświęcony na trening i nauczanie oraz czystość przekazu mają największe znaczenie. Obowiązkiem spadkobiercy jest ćwiczyć tak, by być lepszym od jakiegokolwiek innego nauczyciela.
Spośród synów Wielkiego Mistrza to właśnie Chen Yingjun poświęca na to najwięcej czasu. Dlatego wedle powszechnej opinii to właśnie on zostanie spadkobiercą. Więc to właśnie on reprezentuje najczystszy przekaz stylu, który jest tworzony, poprawiany i korygowany od końca XVII wieku.
Taijiquan obecny jest w Polsce od lat czterdziestu. Z początku jednak szerzony był przez ludzi, którzy zetknęli się z nim przypadkowo na Zachodzie i nie do końca go rozumieli. Bo często uczyli się go od takich, których zetknięcie się z tą sztuką było też przypadkowe. Nie całkiem rozumiejący co robią ludzie często uzupełniali braki w wiedzy jakimiś innymi, znanymi skądinąd ideami lub własnymi pomysłami.
Od 30 i paru lat powstała możliwość poznawania tej sztuki u źródeł. A dopiero od nawiązania kontaktu z Wielkim Mistrzem Chen Xiaowangiem i od jego wizyt w Polsce można mówić o prawdziwym taijiquanie, czerpanym ze źródła. Chen wedle chińskich badaczy sztuk walki jest najstarszym stylem tej sztuki i jednym z najbardziej kompletnych. Choć powstało wiele innych, szanowanych stylów, których twórcy wzbogacali je o techniki zaczerpnięte z innych źródeł lub o własne wynalazki.
Jedną z pierwszych rzeczy, które Wielki Mistrz zrobił dla Polaków było przysłanie tu własnego syna, Chen Yingjuna, który od tej pory regularnie pojawiał się co roku w Polsce. Jest więc to najdłużej trwająca w naszym kraju nauka, konsekwentnie podążająca w jednym kierunku, co umożliwia najszybsze, bez błądzenia po innych ścieżkach, osiągnięcie celu. Chen Yingjun od początku stosował starą metodę nauczania, wypracowaną tysiące lat temu przez daoistów. Nie poświęcali oni czasu na tłumaczenia, tylko usiłowali doprowadzić uczniów do tego, by osobiście, całym sobą czegoś doświadczyli. Bo przecież mówienie o taijiquanie do kogoś, kto nie ma pojęcia o omawianych zjawiskach, jest jak mówienie ze ślepym o kolorach. Stąd jego powiedzenie, że o taijiquanie się nie rozmawia, tylko się go ćwiczy. A język służy do odpowiedzi na zadawane przez uczniów pytania. Jeśli pytają, to znaczy, że coś poczuli (lub nie 😉 ) i wtedy jest już o czym rozmawiać.
Po przerwie spowodowanej zamykaniem granic w trakcie epidemii covidu, Chen Yingjun powraca do Europy, do naszego kraju i do swoich uczniów, by dać im możliwość kontynuacji nauki w dotychczasowy sposób, nie zawracając z drogi, zajmując się innymi odmianami ćwiczeń i sposobami ich wykonywania. Biorąc pod uwagę pogorszenie się sytuacji, stara się postawić takie warunki (między innymi finansowe), by nie spowodować nadmiernego obciążenia u swych studentów. Co oznacza, że czuje się za nich odpowiedzialny – a przecież w Chinach za postępy odpowiedzialny jest uczeń, a nie nauczyciel. Ten ostatni nie może się za nikogo niczego nauczyć. Ten pierwszy nie nauczy się niczego, jeśli nie chce i nie jest zainteresowany przedmiotem.
Dla osób zainteresowanych stylem Chen powstaje więc możliwość kontynuacji wieloletniej nauki lub skonfrontowania wiedzy nabytej od polskich instruktorów u człowieka, który prawie wszystkich z nich uczył.
Z przekonaniem polecam skorzystanie z niej.
KOSZT SEMINARIUM:
0.5 dnia / half day – 40 €
1 dzień / day – 55 €
1.5 dnia / days – 90 €
2 dni / days – 105 €
2.5 dnia /days – 135 €
3 dni / days – 150 €
Cennik regularny dla rejestracji po 30.04 / Regular prices apply when registering after 30.04.2024
0.5 dnia / half day – 45 €
1 dzień / day – 60 €
1.5 dnia / days – 95 €
2 dni / days – 110 €
2.5 dnia /days – 140 €
3 dni / days – 155 €
World Chen Taijiquan Association – Polskie Towarzystwo Rozwoju Chen Tai Ji Quan
30 – 102 Kraków
ul. Ujejskiego 8/14
e-mail: chen.taiji.poland@gmail.com
tel. 605 237 027
Numer rachunku bankowego Towarzystwa to:
Santander Bank,
nr (PL) 26 1910 1048 2004 3955 1121 0001
Numer KRS 0000091575
Konto powyższe służy wyłącznie do przyjmowania składek członkowskich Towarzystwa
i darowizn na jego rzecz, oraz finansowania jego działalności statutowej. Wszelkie nieuzgodnione wpłaty będą traktowane jako darowizna na rzecz WCTA-PTRChen. Towarzystwo nie zwraca niezamówionych pisemnie materiałów ani nie odpowiada materialnie za materiały, których odbiór nie został pokwitowany.
NAPISZ LUB ZADZWOŃ
Wszystkie prawa do witryny zastrzeżone.
Witryna napędzana energią Qi.
Prawa autorskie © 2021